<b><I><u><font size="7"><font color="red">wszystkie ebooki za darmo do wyczerpania zapasów!!!!Zapraszam</font></font></u></i></b><a href="http://chomikuj.pl/?page=390748">
<img src="http://images.chomikuj.pl/button/gosiadabrowska.gif" style="border:0px" />
</a>

 

 <a href="http://chomikuj.pl/?page=390748">
<img src="http://images.chomikuj.pl/button/gosiadabrowska.gif" style="border:0px" />
</a>

tyle was, drogie chomiczki odwiedziło mniędzięki -)

jwst do 2000

 

free counters

 

 

http://liczniki.org/ms2.php?l=margerritta

 

 

 

 

 

 

 

 

mój blog  http://margeritha.mylog.pl/

 

 

Pliki objęte prawem autorskim znajdujące sie na tym chomiku, prezentowane są wyłącznie w celach informacyjnych. Od momentu ściągnięcia na dysk, pliki należy usunąc w ciągu 24h. Wykorzystanie ich w celach komercyjnych jest niezgodne z prawem!! Właściciel chomika nie ponosi żadnej odpowiedzialności za, niezgodne z prawem wykorzystywanie zasobów znadującuch się na tej stronie. Pobierając pliki oświadczasz automatycznie, że zapoznałeś się z powyższą informacją i zgadzasz się z nią.

 

 

 

 

 

 

 

Andrzej Bursa

Ogród Luizy


W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy
Którego nieistnienie zabija jak topór
Zawieszony na tęczy pod gwarancją wizji
Rozżarza się w olśnienie purpurowych kopuł
W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy

Luiza której lekkość gracja i swoboda
Metal z różą a krzemień z obłokiem kojarzy
Biega bezbronna w ciemnych lewadach ogrodu
Serca wyryte w korze mając na swej straży
Luiza której lekkość gracja i swoboda

Kawalkada dąbrowy czujność sarnich blasków
Gamę śmiechu Luizy powtarza gdy ona
Rozrzucająca włosów rozgwiazdę na piasku
Poddaje nagie gardło śmiechem zwyciężona
Kawalkada dąbrowy czujność sarnich blasków

Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo
Pewność rzutu i nerwów szaleńcze napięcie
Zwycięzco umazany gęstą krwią zwierzęcą
Przynieś jej lwią paszczękę i serce łabędzie
Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo

Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy
Labiryntów i altan puszcz i klombów kwietnych
Ptaszarni i rykowisk gonów gazel chyżych
Pojąć potrafi tylko prawy i szlachetny
Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy

Którego nieistnienie zabija jak topór
Realnością śmiertelnych poczekalni ziemi
Przeklęty rojeniami dzieci i idiotów
Wydrwiony mgieł nonsensem ginie w neurastenii
Którego nieistnienie zabija jak topór

 

 

 

Dylan Thomas

A śmierć utraci swą władzę

A śmierć utraci swoją władzę.
Nadzy umarli będą jednym
Z człowiekiem pod zachodnim księżycem i w wietrze;
Gdy spróchnieją ich kości do czysta obrane,
Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;
Chociaż szaleni, odzyskają rozum,
Powstaną chociaż potonęli w morzu;
Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;
A śmierć utraci swoją władzę

A śmierć utraci swoja władzę.
Ci, którzy pod wirami morza
Leżeli długo, też nie umrą z wiatrem;
Rozrywani przez konie, gdy pękają ścięgna,
Łamani kołem nie złamią się jednak;
Wiara w ich dłoniach na pół się przełamie
I na wskroś przemknie przez ich zło o jednym rogu;
Choć końce się rozszczepią, oni wytrzymają;
A śmierć utraci swoją władzę.

A śmierć utraci swoją władzę.
Mewy nie będą krzyczeć przy ich uchu
Ani fala na brzegu z hukiem się nie złamie;
Gdzie zakwitł kwiat, nie będzie wolno kwiatom
Podnosić głowy pod razami deszczu;
Chociaż będą szaleni i martwi jak głazy,
Przez stokrotki litery bytu się przebiją;
Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie
A śmierć utraci swoją władzę.

 

 

William Butler Yeats

 

Gdybym miał niebios wyszywaną szatę

Z nici złotego i srebrnego światła,

Ciemną i bladą, i błękitną szatę

Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,

Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,

Lecz biedny jestem: me skarby - w marzeniach;

Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;

Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.

 
Dylan Thomas

 Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy, 
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi; 
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy. 

Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy - 
Bo nie rozszczepią słowami błyskawic - 
Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy. 

Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy 
Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy, 
Niech się buntują, gdy światło się mroczy. 

Szaleni słońce chwytający w locie, 
Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym; 
Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy. 

Posępnym, którym śmierć oślepia oczy, 
Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi; 
Niech się buntują, gdy światło się mroczy. 

Błogosławieństwem i klątwą niech broczy 
Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym. 
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy. 
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy

 

 

 

 

Dylan Thomas 

Gdzie niegdyś wody twojej twarzy wrzały


Gdzie niegdyś wody twojej twarzy wrzały
Wokół śrub moich, twój suchy duch dyszy,
Zmarły podnosi wzrok;
Gdzie wynurzały się trytonów włosy
Z twojego lodu, tam pędzi wiatr suchy
Przez korzeń, ikrę, sól.

Gdzie niegdyś splotów twych zielone supły
Tonęły w sznurze przypływu, tam kroczy
Zielonych węzłów kat,
Naoliwione nożyce, nóż luźny,
Będą przecinać u źródeł kanały,
W owocach wyschnie sok.

O, niewidzialny, przypływów zegary
W miłosnych łożach z chwastów się rozbiły
I chwast miłości schnie;
Sznur cieni wokół twych kamieni krąży
I z głębi próżni nad delfinów grzbiety
Biegnie dziecięcy krzyk.

Barwne powieki twe, suche jak groby,
Będą rozwarte, póki mądre czary
Suną wśród chmur i zbóż;
Będą korale w twoich łożach tonęły
I będą wieże w twych przypływach pełzły,
Aż wymrą wiary mórz.
 

 

 

Na początku


Na początku była gwiazda trójramienna,
Poprzez twarz pustą jeden uśmiech światła;
Rósł konar kości w powietrznych korzeniach,
Spulchniona masa, szpik pierwszego słońca;
Niebo i piekło na obwodzie świata
Biegły, splątane w szyfr płonący.

Na początku blady podpis się narodził,
Jak uśmiech, gwiezdny i trójsylabowy;
Potem powstały ślady stóp na wodzie,
Twarz w księżycowym groszu odciśnięta;
Na pierwszej chmurze nakreśliła słowo
Krew z krzyża i kielichów świętych.

Na początku powstał ogień, który wzbierał,
Aż wzniecił pożar klimatów od iskry
Z trojgiem czerwonych oczu, jak kwiat szczerej;
Życie chlusnęło z mórz wzburzonych; w dole
Z ziemi i skały, spod korzeni wyschłych
Przebijał się tajemny olej.

Na początku było słowo, słowo, które
Z litych podwalin światła wydobyło
Napisy próźni głuchej i ponurej;
Z chmurnych podwalin tchu wytrysnął pierwszy
Głos, co tłumaczył sercu, w górę bijąc,
Symbole narodzin i śmierci.

Na początku mózg był w dwu tajnych półkulach.
Spawany myślą, w swych komórkach zastygł,
Nim słońce smolny rozszczepiło pułap;
Nim się zatrzęsły żyły w sicie kości,
Bryznęła krew, by rzucić na wiatr jasny
Skryty w żebrach zasiew miłości.



Szczególnie kiedy wiatr październikowy


Szczególnie kiedy wiatr październikowy
Tarmosi mroźną garścią moje włosy,
W ognistej sieci słońca lubię kroczyć
Rzucając sobie cień kraba pod nogi;
U brzegu morza, słysząc ptasi lament
I kaszel kruka w zimowych badylach,
Drży skrzętne serce i tryska krwią sylab,
Spijając słowa przez nią wyszeptane.

Zamknięty w wieży słów, na horyzoncie
W maszerujących rzędach drzew dostrzegam
Rozmownych kształtów kobiecych szeregi,
Dzieci o gestach gwiazd przez park biegnące.
Mogę cię stworzyć ze znaków korzeni
Spod hrabstw cierniowych, wymówić cię nutą
Dębowych wołań, samogłosek buków,
Mogę cię stworzyć z przemówień strumienia.

Zegar zza donic z paprocią skanduje
Słowo godziny, nerw wskazówki nosi
Treść wokół tarczy, deklamuje rosę,
A z dachu wiatry przepowiada kurek.
Mogę się ciebie w znakach łąk dosłuchać:
Wymowna trawa sygnałem wysokim
Z robakiem zimy przedrze się przez oko.
Mogę cię ujrzeć w czarnych grzechach kruka.

Szczególnie kiedy wiatr październikowy
(Mogę cię stworzyć językiem pajęczym
Z jesiennych czarów, z walijskich wzgórz dźwięcznych)
Szturcha pięściami rzep zagonów głowy,
Mogę cię tworzyć z słów serca wyzbytych.
Już krew chemiczna, gnając sylabami
Z wyschłego serca, głosi rychły zamęt.
Brzeg morza w ciemnych głoskach ptaków skryty.

 

 

 

 

Na ślub dziewicy

Kiedy budziła się sama w tłumnej miłości a światło
Chwytało na włamaniu do jej całonocnych oczu
Wczorajszy złoty dzień uśpiony na tęczówce
I gdy słońce poranne wznosiło się w niebo z jej ud,
Była cudem dziewictwa odwiecznym jak chleb i ryby,
Choć chwila cudu błyska zastygłym na zawsze piorunem
A w śladach stóp galilejskich są stocznie gołębiej flotylli.
Drżący puls słońca nigdy już więcej nie będzie
W morskich głębiach poduszki pożądać jej serca
W słuch i wzrok zmienionego, jej ust chwytających lawinę
Złotego ducha, co rzeką okrążył jej kości rtęć
I dźwignął swój złoty ciężar pod powiekami jej okien,
Bo mężczyzna śpi w żarze, a ona z rąk jego poznaje
To inne słońce, zazdrosny obieg nieprześcignionej krwi.

 

 

 

 

 

Innym niż ty


Wyzywam cię, wrogi przyjacielu.

Ty, z fałszywym groszem w oczodole,
Przyjacielu z triumfalnym spojrzeniem,
Coś mi wtrynił kłamstwo, zaglądając
Tak bezczelnie w mój najskrytszy sekret,
Lśniąc miedziakiem oka tak kusząco,
Że łakomy ząb miłości kąsał,
Zgrzytał, a ja dyszałem w mozole;
Ty, którego teraz zaklnę, żebyś
Stał jak złodziej w lustrzanej pamięci,
Z grą uśmiechu tak niezapomnianą,
Chyżą dłonią odzianą w aksamit
I całym moim sercem pod twym młotem;
Ty, tak niegdyś szczery i pogodny,
Gdyś przesuwał przez powietrze prawdę,
Ty, mimowolny mój domownik -
Nigdy nawet na tę myśl nie wpadłem,

Że choć kochałem ich przywary
Tak jak ich dobre dusze,
Przyjaciele byli mi wrogami
Na szczudłach, z głową w chytrej chmurze.

 

 

 

 

 

Diabeł wcielony


Diabeł wcielony w wymownego węża,
W ogrodzie, gdzie są Azji centralne równiny,
W porze dawania kształtu zbudził krąg kąsaniem
A stare jabłko w kształt grzechu rozwidlił;
I Bóg tam się przechadzał, małostkowy strażnik,
Udający łaskawość z niebiańskiego wzgórza.

Gdy nieznane nam były sterowane morza,
Księżyc ręcznej roboty na pół święty w chmurach,
Wtedy - mówią mi mędrcy - bogowie z ogrodów
Na wschodnim drzewie spletli dobro wraz ze złem;
I kiedy w porze wschodu księżyc błyskał wietrznie,
Był czarny niczym zwierzę i bledszy od krzyża.

W naszym raju znaliśmy sekretnego stróża
Wśród świętych wód, co w żadnym nie zakrzepły mrozie,
I wśród wszystkich potężnych poranków tej ziemi;
Piekło w siarkowym rogu, rozszczepiony mit,
Całe niebo zalane słoneczną ciemnością,
Które wąż sklecił w porze obdarzania kształtem.

 

 

 

 

Federico García Lorca

LAMENT
tłum. Czesław Miłosz


Zamknąłem drzwi od balkonu,
ponieważ nie chciałem słuchać płaczu,
ale za szarymi ścianami
nic nie było słychać prócz płaczu.

Bardzo mało jest śpiewających aniołów,
bardzo mało jest szczekających psów,
tysiące skrzypiec mieści się w jednej dłoni.
Ale płacz jest olbrzymim aniołem,
płacz jest olbrzymimi skrzypcami,
łzy tamują głos wiatru
i nic już nie słychać prócz płaczu.

 

 

 

Rafał Wojaczek

DOTKNĄĆ...

Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada

Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur

Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął

Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła

Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi

 

 

 

William Butler Yeats

MERU
tłum. Ludmiła Marjańska


Cywilizację ściska obręcz, jest ujęta
W reguły, ujarzmiona pozornym pokojem
Przez różnoraką złudę. Lecz życiem człowieka
Jest myśl; on - mimo strachu - nadal ściga swoje
Zdobycze, wiek za wiekiem, wyrywa korzenie,
Szarpie, pożera z furią, chcąc, by jego imię
Złączono z rzeczywistym, jawnym spustoszeniem:
Egipcie, Grecjo, żegnaj! Żegnaj, Rzymie!
Pustelnicy na górze Everest i Meru,
Którzy nocą w pieczarach pod śniegami siedzą,
Znoszą straszliwą zimę i wichry bez szmeru,
Dręczące nagie ich ciała, bo wiedzą, wiedzą,
Że dzień przynosi noc, że jeszcze przed świtem
Minie sława i ludzkie dzieła znakomite.

 

 

 

 

 

 

Edward Estlin Cummings

JEŚLI NIE MOŻESZ JEŚĆ...
tłum. Artur Międzyrzecki


Jeśli nie możesz jeść powinnaś

zapalić ale nie mamy
nic do palenia: kochanie

pora już spać
jeśli nie możesz palić powinnaś

Zaśpiewać ale nie mamy

o czym śpiewać: kochanie
pora już spać

jeśli nie możesz śpiewać powinnaś
umrzeć ale nie mamy

Żadnych umierań: kochanie

pora już spać
jeśli nie możesz umrzeć powinnaś

marzyć ale nie mamy
o czym marzyć (kochanie

Pora już spać)

 

 

 

 

Bob Dylan 

 Musi być stąd jakieś wyjście, powiedział błazen do złodzieja,
"Zbyt duży tu bałagan, nie mogę odetchnąć.
Businessmeni wypili moje wino, oracze rozkopują moją ziemię,
Żaden z nich nie ma pojęcia jaka jest tego wartość."
"Nie ma się co unosić," powiedział uprzejmie złodziej,
"Jest nas tu wielu, którzy czują, że życie to tylko żart.
Lecz ty i ja, już przez to przeszliśmy i nie jest to nasz los,
Więc przestańmy mówić fałszywie, godzina jest już późna."
Z wieży strażniczej, spoglądali książęta
Podczas gdy wszystkie kobiety chodziły tam i siam, bosa służba też.
Gdzieś w oddali zamruczał żbik,
Dwaj jeźdźcy się zbliżali, wiatr zaczął wyć.

 

 

 

 

http://wroclaw.gumtree.pl/c-Praca-biuro-administracja-MLODSZY-SPECJALISTA-D-S-POSZUKIWANIA-DANYCH-W0QQAdIdZ280412688

http://wroclaw.gumtree.pl/c-Praca-biuro-administracja-Referent-ds-archiwizacji-dokumentacji-bankowej-W0QQAdIdZ280404057

http://wroclaw.gumtree.pl/c-Praca-biuro-administracja-pracownik-back-office-prosta-praca-biurowa-W0QQAdIdZ280392989

http://wroclaw.gumtree.pl/c-Praca-biuro-administracja-Pracownik-Biurowy-w-Dziale-Personalnym-W0QQAdIdZ279882555

http://wroclaw.gumtree.pl/c-Praca-biuro-administracja-Pracownik-Administracyjno-Techniczny-Bielany-Wroclawskie-W0QQAdIdZ279875699

Pięknego Dnia Chomiczku!! Pragniemy, żeby miłość trwała, a wiemy, że nie trwa, choćby cudem miała trwać przez całe nasze życie, i tak urwie się w jakiejś chwili. Żadna istota, nawet najbardziej kochana, nigdy do nas nie należy. Na okrutnej ziemi, gdzie kochankowie umierają czasem rozdzieleni, a rodzą się zawsze z dala od siebie, absolutna komunia na cały czas życia jest niemożliwym żądaniem. Mile spędzonego poniedziałku życzę.