Lębork, Plac Pokoju
Legenda mówi, że na górze w okolicy Lęborka jest szczelina, która wiedzie do zamku Kaszubskiego króla, inne podanie stwierdza: tuż pod Lęborkiem, gdzie droga biegnie do Gdańska, wznosi się wysokie, porośnięte lasem wzgórze; kiedyś przed wielu laty wskutek działania tajemniczych sił powstała na jego wierzchołku szczelina, prowadząca nie wiadomo dokąd. Zaintrygowani mieszczanie tłumnie odwiedzali wzgórze, obchodzili szczelinę ze wszystkich stron, nikt jednak nie chciał zejść w głąb, by sprawdzić co znajduje się na jej dnie. Spodziewano się ukrytych skarbów, lecz obawa przed niebezpieczeństwem powstrzymywała najbardziej zapalonych śmiałków. Ponieważ w mieście zapanowało ogólne poruszenie, zakłócające przestrzegany od lat porządek, sprawa oparła się w końcu o Rade Miejską, która wysłała tam dwóch więźniów. Wśród Legend ze słowińskiej checzy w opowieści o królu Kaszubów między innymi czytamy: "Skazańcy wolnym krokiem ruszyli w dół: Ogarnęła ich ciemność. z początku wisząc na naprężonych linach, obijali się o ostre krawędzie skał, potem jednak poczuli pod stopami kamienie. Nad soba widzieli w górze jasny, coraz bardziej malejący otwór. W miejsce dotychczasowej ciemności, ogarnia ich jasność, ujrzeli przestronny wykuty w skale korytarz, na końcu którego widniały na pół uchylone wierzeje, za nimi zaś skąpaną w blasku przestrzeń. Stanęli bezradni, nie wiedząc co ze sobą począć. Podeszli do uchylonych wierzei. To, co wówczas ujrzeli, prawiło ich w nieopisane zdumienie. Zaleźli się we wspaniałym ogrodzie, pełnym różnobarwnych kwiatów. Dalej rozciągały się zielone błonia, pośrodku zaś rosło przepiękne drzewo, kryjące pod dachem liści soczyste ciemnożółte owoce. Gdzieś z góry sączył się łagodny blask, igrając barwami tęczy wśród kropelek rosy osiadłej na źdźbłach trawy. Kiedy obaj skazańcy ochłonęli ze zdumienia, podeszli do drzewa chcąc zerwać kilka owoców, aby ugasić pragnienie. Tu jednak zatrzymało ich pacholę, ubrane w śnieżnobiała, złotem obszytą szatę. - Nie dotykajcie drzewa! - ostrzegł chłopiec unosząc dłoń w górę. Wiem, kim jesteście i czego szukacie. Pójdźcie wraz ze mną, zaprowadzę Was do zamku króla Kaszubów. Od niego otrzymacie znak przeznaczony dla tych, którzy was tu przysłali. Jasnowłose pacholę wiodło ich dalej przez kwieciste błonia. Mijali zielone gaje i szemrzące strumyki. Zapomnieli wędrowcy o dręczącym ich pragnieniu - pełni oczekiwania chwili, która miała wkrótce nastąpić. Nie odzywali się słowem, by nie zakłócić panującej ciszy. Wreszcie przed ich oczyma ukazał się w całej okazałości zamek króla Kaszubów. Oniemieli z zachwytu, bowiem po raz pierwszy w życiu zdarzyło im się oglądać tak wspaniałą budowlę. Wiodła doń szeroka, wysypana drobnym żwirem aleja; z otwartych okien dobiegały tony prawdziwej muzyki. Chłopiec dał znak ręką, aby podeszli bliżej. Wówczas - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - otworzyły się drzwi i skazańcy znaleźli się w ogromnej, bogato urządzonej komnacie. Pośrodku wznosił się srebrny tron, na nim zaś siedział dostojny siwobrody starzec. Był to król Kaszubów, o którym wieść pradawna krążyła wśród ludu, że wróci kiedyś na czele swych rycerzy i uwolni kraj od władzy obcych/ W jednej dłoni trzymał berło, w drugiej zaś limit opatrzony pieczęcią. Dwaj wysłannicy złożyli przed tronem głęboki ukłon. Król się uśmiechnął lekko - lecz nie wypowiedział ani słowa, tylko skinieniem dłoni wezwał do siebie jasnowłose pacholę pacholę i wręczył mu list, który trzymał w dłoni. Potem zamknął oczy, co miało oznaczać, że posłuchanie zostało zakończone. - Pójdźcie za mną! - rozkazał chłopiec. znowu wędrowali przez kwieciste ogrody, aż do miejsca przy którym nastąpiło pierwsze spotkanie. Tutaj chłopiec zatrzymał się i - przekazując list - powiedział: - Zabierzcie z sobą królewskie posłanie i baczcie pilnie, aby go nie zgubić. Kiedy wrócicie do miasta, zgłoście się do burmistrza, jak wam przykazano. Gdyby pytał was, coście widzieli lub słyszeli - nie odpowiadajcie! Oddajcie mu tylko list i czym prędzej opuście niegościnne mury. Nadejdzie chwila, kiedy odmieni się wszystko. Wówczas to, coście uczynili teraz, nie będzie wam zapomniane". Z zakończenia opowieści dowiadujemy się, że żaden z mieszkańców Lęborka nie dowiedział się nigdy, jaką treść zawierał królewski list. Próżno też czekali na powrót wysłanników. Gdy zaś po kilku dniach co najciekawsi wybrali się na wzgórze, po skalnej rozpadlinie nie ujrzeli śladu.
Przeczytał dla was i opisał E.L.
Źródła:
1. Artur S. Dubiel: Dolina Łeby. Lębork 1984, str. 215 - 217
2. R. Ostrowska, I. Trojanowska: Bedeker kaszubski. Gdańsk 1974, str.233
3. G. Fijałkowski: Legendy ze słowińskiej checzy. Koszalin 1976, str. 15 - 22