Download: ŚW. JAN PAWEŁ II – TEOLOGIA CIAŁA (Katechezy Ojca Świętego Środowe –1979-1981).pdf
MARCIN LUTHER - JAK ŻYŁ, ŻYŁ TAK UMIERAŁ
Wieczorem 17 lutego, jak przyznaje Historia, zjadł kolację w zwykły sposób wypijając za dnia 6 litrów przedniego wina, a rankiem osiemnastego był już trupem. Mówi się, że Luter codziennie wypijał sześć litrów słodkiego i egzotycznego wina do każdego obiadu i kolacji.
Nie kto inny jak ksiądz Martin von Cochem tak pisał o końcu heretyka Lutra: Zaraz po jego śmierci samobójczej na kolumnie łoża (rano został znaleziony wiszący poczerniały, z wystawionym językiem, jak człowiek uduszony przez demony), jego ciało śmierdziało fetorem tak bardzo, że nikt nie mógł przy nim pozostać, chociaż było bardzo zimno, było to w środku lutego. Dlatego trup jak najszybciej został umieszczony w szczelnej ołowianej trumnie i przeniesiony do kościoła św. Andrzeja.
Razem biły wszystkie dzwony całego miasta, a przed marami heretyka ktoś niósł krzyż. Poszli za nim hrabiowie i wszyscy ludzie, a Jonasz wygłosił kazanie pogrzebowe. Książę Saksonii von Mansfeld kazał zarekwirować zwłoki wisielca, aby można je było pochować w Wittenborgu. W tym celu umieszczono truchło Marcina z wielką pompą i przepychem w powozie okrytym czarnymi płótnami i towarzyszyła mu do Wittenbergi duża liczba osób.
Smród od truchła zmarłego był tak silny, że nikomu nie wolno było się do niego zbliżyć. Co było wtedy znakiem tego, jak okrutnie musi cuchnąć jego dusza dla Boga i wszystkich aniołów.
„Kiedy ciało (Lutra) nieszczęśnika zostało przywiezione w wielkiej procesji rydwanem do parafii i złożone w kościele Najświętszej Marii Panny, tak wielka liczba ogromnych kruków przybyła z tym ciałem i zniknęła wraz z nim następnego dnia, czego nigdy nie widziano ani nie słyszano w żadnej ludzkiej epoce. Świadkowie mówili, że zwłokami Lutra przybyła tak duża liczba kruków, że dachy domów i gałęzie drzew były ledwie wystarczająco duże, aby miejsca, w których osiadły, mogły je przyjąć.
Tej nocy luteranie czuwali nieustannie w budynku kościelnym w Gheel obok cuchnących zwłok wisielca, a ich heretyckie śpiewy w nocy – a za dnia bluźnierstwa – brzmiały nieprzerwanie w najwyższych tonach. A kruki siedzące na dachach i na gałęziach rechotały cały ranek z podobnym entuzjazmem bez przerwy, choć trudno powiedzieć, czy lepsze były luterańskie wycie, czy krucze złowieszcze wrzaski.
Ale gdy gdy ciało niegodziwca zostało wyprowadzone z miasta w bardzo wielkiej procesji na cmentarz, kruki zniknęły dopiero po pochowaniu nieszczęśnika do grobu, zapewne również towarzyszyły mu w przejściu do Czeluści.
Źródło: „Luter: Jak żył, żył i umarł”, wydawca: Gotthard Media